Wczasy w ośrodku ZChO Międzybrodziu Bialskim – posłowie
Po ostatnim wpisie dotyczącym ośrodka Solahütte pojawiła się znaczna reakcja czytelników, którzy zwrócili uwagę na kilka aspektów. Po pierwsze – ośrodek ten po wojnie funkcjonował przez długi okres czasu jako Zakładowy Ośrodek Wypoczynkowy Zakładów Chemicznych Oświęcim, po drugie – przyjeżdżały tutaj na wspólne turnusy liczne grupy z NRD, a po trzecie – ani słowem nie wspominano wówczas o tym, co się działo w tym ośrodku za czasów wojny.
Jedna ze znajomych podesłała mi również ciekawy artykuł zamieszczony w „Oświęcimskim Chemiku” Nr 14 (564) z 1 sierpnia 1986 r. dotyczący ośrodka w Międzybrodziu Bialskim. Niestety, jakoś wydania papierowego z punktu widzenia dzisiejszej technologii wydawniczej jest fatalna - zdjęcia są ledwo czytelne. Spójrzmy jednak na treść artykułu. Co można z niego interesującego nas się dowiedzieć? Redaktor Jerzy Rusinek pisze w nim tak: „Oddalone niespełna trzydzieści kilometrów od Oświęcimia Międzybrodzie Bialskie w niczym nie przypomina krajobrazu naszego miasta. Beskidzki powiew gór wzbogacony jeziorem utworzonym przez zaporę w Porąbce sprawia, że czujemy się tutaj, jak w najlepszym kurorcie. Zakładowy Ośrodek Wypoczynkowy ZChO usytuowany jest na zboczu porośniętej świerkami góry jest wspaniałym miejscem dla ludzi pragnących pełnego relaksu po miesiącach wyczerpującej pracy fizycznej i umysłowej (…) Zdradzę tu może znany mi sekret, że sam Naczelny ZChO dr inż. Jan Babiarz dociera tu jeszcze na przedwiośniu, by cieszyć oko wspaniałym widokiem i pooddychać po całotygodniowej harówce”. Gospodarzem ośrodka był wówczas Piotr Targosz, któremu pomagała żona Maria.
Dalej, red. Rusinek wskazuje: „Informuje mnie kierowniczka, że w I turnusie, który właśnie odwiedzam
z reporterską wizytą, czynne są 53 kempingi. 11 z nich zajmują pracownicy VEB
Eilenburger Chemie Werke (NRD), z którymi prowadzimy wymianę wczasową i
kolonijną. Znaczy to, że tyleż samo pracowników ZCh „Oświęcim” wypoczywa w tym
czasie w ośrodku w Pressel. Program, jaki zgotowaliśmy dla niemieckich gości
jest bardziej bogaty od naszego, miejscowego. Ale to bardzo dla nas typowe
polskie „zastaw się, a postaw się…” i tutaj odezwało się słabym echem. Ale i to
wystarczyło, by wczasowiczów z NRD kompletnie oczarować”. W artykule mowa
jest także o tym, że „I Polacy i Niemcy
nie tworzyli żadnych enklaw. Od początku przysiadali się do siebie, wymieniali
wzajemne grzeczności. Szczere, nie kurtuazyjne, bo przecież nikt ich do tego
ani nie zachęcał, ani nie zmuszał”.
Redaktor dalej wspomina o bardzo dobrym, swojskim jedzeniu. Kury miały być przywożone do ośrodka żywe („Nie jakieś tam mrożone umarlaki”) i dopiero tam przygotowywane do spożycia. Jako, że kierowniczka ośrodka Zofia Janik musiała liczyć „grosz do grosza”, warzywa kupowała prosto od producenta, pomijając pośredników. Była i w ośrodku prowadzona działalność kulturalno-oświatowa, za którą odpowiedzialna była pani Ubrańczyk. Ku nieszczęściu niektórych, nieczęsto organizowano zakrapiane wieczorki, co redaktor skwitował: „Brawo KO!”.
Rafał Guzik
Oświęcim, 31 sierpnia
2025 r.





Komentarze
Prześlij komentarz